Rozmawiamy z Kazimierzem Boguszem – dyplomowanym mistrzem gazownictwa. Kiedy opowiadał nam o swoim życiu, jego twarz dosłownie promieniała.
Nasz bohater mieszka w Stanisławowie Pierwszym w gminie Nieporęt, a jego związek z gazownią trwa już ponad 50 lat.
Receptananude.pl (RnN): Wszyscy znają Barbórkę jako święto górników, ale to także święto pracowników gazowni?
Kazimierz Bogusz (KB): Tak, poza górnikami, flisakami, wodniakami, Barbórkę (święto patronki trudnej pracy) obchodzą wszystkie zawody związane z poszukiwaniem paliw kopalnych – w tym gazu.
RnN: Proszę nam opowiedzieć o Pana związku z gazem, jak się to zaczęło, czy trwa do dzisiaj?
KB: Moja przygoda z gazownictwem rozpoczęła się po wyjściu z wojska. Rozpocząłem pracę 4 listopada 1963 r. na stanowisku ślusarza. Po 8 latach zostałem przeniesiony na Rembelszczyznę, gdzie budowano tłocznię odpowiedzialną za przesył gazu ziemnego w Polsce. Przez 16 lat zajmowałem stanowisko starszego mistrza warsztatu. Pomimo, że egzamin zdałem w 1978 roku, do dziś noszę przy sobie papiery przyznania mi tego zaszczytnego tytułu. Byłem z tego taki dumny, bo takich mistrzów w zakładzie było niewielu. Wśród nas była tylko jedna kobieta. Po przejściu na rentę ze względów zdrowotnych (zachorowałem na cukrzycę) nie mogłem tak dużo pracować, jednak swą wiedzą i doświadczeniem wsparłem zespół techniczny dyrektora Bogdaniuka. Przyjeżdżałem do Gazowni Warszawskiej na Woli.
RnN: „Gazownia Warszawska na Woli” położona między ulicami Kasprzaka i Prądzyńskiego, to obecnie spółka o nazwie Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo działająca w zrewitalizowanym kompleksie architektury przemysłowej z przełomu XIX i XX wieku z fantastycznie działającym MUZEUM GAZOWNICTWA.
KB: Tak, jestem dumny, że mogłem pracować w takim miejscu. Kustoszem muzeum jest mój serdeczny kolega Zygmunt Marszałek, z którym na ul. Długiej w Warszawie zdawałem egzaminy mistrzowskie.
RnN: Mieliśmy okazję poznać tego wspaniałego kustosza, podczas wycieczki z przewodnikiem – klik! Czy Pan też miał okazję odwiedzić to miejsce?
KB: Oczywiście, że tak i każdemu z czytelników polecam odwiedzenie MUZEUM GAZOWNICTWA na ul. Kasprzaka 25 w Warszawie. Wśród zabytkowych budynków przeznaczonych do zwiedzania, znajdują się zabudowania produkcyjne, wieża ciśnień, remiza strażacka, wozownia, a także laboratoria, pomieszczenia biurowe i mieszkalne. Najbardziej jest mi jednak żal dwóch niszczejących zbiorników gazu, które obecnie znajdują się w rękach prywatnych poza obrębem muzeum.
RnN: Ciekawostką dla czytelników może być informacja o gazowych zniczach, proszę opowiedzieć co Pana z nimi łączy?
KB: Znicze to moja duma. Byłem ich współwykonawcą. Znajdują się w Warszawie: przy pomnikach: Powstania Warszawskiego na Placu Krasińskich, Polskiego Państwa Podziemnego i AK Sejmie w Warszawie, a także na Stacji Radegast – przy pomniku upamiętniającym zagładę mieszkańców Litzmannstadt Ghetto w Łodzi. W Gdańsku natomiast uczestniczyłem przy modernizacji pomnika Trzech Krzyży czyli Poległych Stoczniowców 1970, aby funkcjonalność była dwufazowa. Współtworzyłem także znicz postawiony w 18. rocznicę pobytu Papieża JP II na gdańskiej Zaspie, gdzie padło słynne zdanie „Nie ma wolności bez solidarności”.
RnN: Ile lat przepracował Pan w Gazowni, zanim przeszedł Pan na emeryturę?
KB: Przepracowałem 40 lat. Muszę jednak przyznać, że życie całej mojej rodziny związane jest z gazownią ponad 50 lat. W tej branży pracowała żona, później nasza córka, zięć a nawet najstarszy wnuk Wiktor. Już ponad pół wieku moja rodzina świętuje Barbórkę.
RnN: Czy z żoną też poznaliście się w pracy?
KB: Moja Janina pochodzi z Suwalszczyzny. Poznaliśmy się w 1967 roku, kiedy budowałem gazownię „Propan butan z powietrzem – nowa myśl postępu technicznego” w Olecku. Zimą 24 lutego 1968 roku wzięliśmy ślub w Babicach koło Warszawy. To była wielka miłość, która trwa do dziś.
RnN: Spotykamy się z Panem 11 listopada, na festynie rodzinnym przed kościołem w Stanisławowie Pierwszym w gminie Nieporęt, gdzie panuje rodzinna atmosfera.
KB: W całym kraju ludzie powinni się cieszyć, świętować i być tego dnia razem. Tak właśnie powinno być zgodnie z powiedzeniem, „Bez Boga ani do proga”, krótko mówiąc bez wiary daleko nie zajdziesz.
RnN: Warto też wspomnieć, że w kościele NMP Wspomożycielki Wiernych w Stanisławowie Pierwszym, jest ciepło m.in. dzięki Panu.
KB: Dzięki moim staraniom, w roku 2002 r. nasz kościół zyskał kocioł gazowy. Aby być skrupulatnym, wraz ze wspomnianym wcześniej dyrektorem Bogdaniukiem z Gazowni Warszawskiej, ufundowaliśmy kocioł z firmy Szymańskiego z Poznania. Na moich barkach spoczywa jego konserwacja, ale piec jest niezawodny. Wierni są szczęśliwi – bo jest ciepło.
Przy tej okazji wspomnę, że ludzie często niewłaściwie używają nazwy „piec” jako urządzenia służącego do ogrzewania pomieszczeń. Prawidłowo powinno się używać słowa kocioł w przypadku ogrzewania. Piec służy do pieczenia chleba.
RnN: Dziękujemy za wywiad i życzymy wszystkiego dobrego.
Seria „Pozytywni ludzie” ma na celu dać nam wszystkim zastrzyk dobrej energii oraz uświadomić, że bez względu na wiek i zainteresowania można stać się inspiracją dla innych osób.